Dawno tu nie byłam, bo przeprowadzka w toku i wiele spraw na głowie. Ostatnie dni w Glasgow spędzamy jednak bardzo intensywnie i zazwyczaj bardzo miło. Wczoraj byliśmy rodzinnie w muzeum gdzie spotkała nas bardzo zabawna i urzekająca sytuacja.
Kawkowaliśmy w najlepsze, Mateuszek biegał po dziedzińcu muzeum ...gdzie oczywiście dzikie tłumy.
Wśrod nich dojrzał Panią z Winnie the Pooh - " Pi Pu", oczka się zaszkliły i pobiegł wprost w objęcia misia oraz Pani. Przywitał się z Misiem , ucałował go należycie i dal cześć, wyoglądał , wdał się w jakiś swoisty dialog z Panią - pożegnań nie było końca. A że to była wycieczka chińska chyba....to aparaty poszły w ruch. Oczywiście i nasz polski aparat zrobił pamiątkę tej wzruszającej chwili.
Przecudna historia :). Mati jest przeeekochany :)
OdpowiedzUsuń